Arcade Fire – WE

Jakoś nigdy nie potrafiłem naprawdę wkręcić się w Arcade Fire. Owszem, mają to coś, takie je-ne-sais-quoi. Taką iskrę wskrzeszoną przez tarcie epickich, orkiestrowych aranży z punkową, dziecięcą naiwnością i energią. Ale już od debiutanckiego “Funeral”, coś zawsze wybijało mnie z tworzonej przez kanadyjski zespół atmosfery. Na przykład perkusista przechodził w double-time w takich totalnie randomowych momentach, zabijając zbudowany wcześniej patos. Albo wjeżdżał z czymś, co nazywam “polskim groovem”, czyli wzorcem stopa-hihat-werbel-hihat-stopa-hihat, który pozbawieni wyobraźni i muzykalności bębniarze wykorzystują za każdym razem, gdy nie mają pomysłu na utwór. Czyli bardzo często. Tak, jeśli się nad tym zastanowić, to wszystko zawsze psuł perkusista 😜

“WE” – nowa płyta Arcade Fire, która ukazała się 6 maja – została odebrana przez fanów jako powrót do złotego wieku grupy. “Czuję się, jakby znowu był 2004 rok” – piszą ludzie w komentarzach na YouTubie. 2004 to rok wydania “Funeral”, która znalazła się w pierwszej dziesiątce najlepszych płyt właściwie każdego podsumowania tamtej dekady.

I faktycznie, słuchając “WE” można poczuć nostalgię za latami świetności Arcade Fire. Nawet jeśli w latach świetności ich muzyka was – tak jak mnie – wkurzała. Bo “WE” to takie “Funeral”, ale bez tych elementów, które mnie zniechęcały. “WE” to strzał w dziesiątkę, zagranie dokładnie tych nut, które trzeba, by poruszyć moje serce. To wszystko za co zawsze chciałem Arcade Fire polubić, ale nie mogłem, bo perkusista.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s