Najfajniejsze albumy z lat 2011-2020 (część 2)

No, to czas na kolejną część mojego opus magnum, czyli Najfajniejsze albumy z lat 2011-2020. Tym razem jednak postanowiłem trochę to odchudzić, także ograniczę się do dwu-, trzyzdaniowego komentarza do każdego z wydawnictw. Kolejność albumów jest chronologiczna, przy każdym z nich znajdziecie datę premiery. Kliknięcie w tytuł płyty przeniesie Was do odsłuchu krążka na Spotify. Jak opublikuję już wszystkie części zestawienia, zrobię też playlistę z najlepszymi numerami z tych płyt (i może jakimiś bonusami). Tymczasem: enjoy!

Tutaj znajdziecie część 1

The War On Drugs – Lost in the Dream (18 marca 2014)

Hipnotyzujący krążek, na którym ekipa Adama Granduciela doprowadziła do perfekcji swoją magiczną indie rockową recepturę. Zanużając w Bruce’a Springsteena i Dire Straits w nasyconej, psychodelicznej mgle, połączyli innowacyjną nowoczesność z ciepłą, dającą poczucie bezpieczeństwa tradycją.


Florence + The Machine – How Big, How Blue, How Beautiful (29 maja 2015)

Nieco surowszy, niż poprzednicy, ale to bynajmniej nie oznacza, że bardziej przyziemny. Nawet zamieniając pełne blichtru suknie na męski garnitur, a gotycko-barokowe teksty na gorzkie piosenki o rozstaniu, Florence Welch pozostaje istotą nie do końca z tego świata.


Perturbator – Dangerous Days (16 czerwca 2014)

To już kolejny raz, kiedy francuski producent James Kent przenosi nas w dystopijny, mroczny świat cyberpunkowej przyszłości. Tym razem immersja jest całkowita i trzeba uważać, żeby ta retrowave’owa gorączka nie przegrzała nam obwodów.


Curly Heads – Ruby Dress Skinny Dog (21 października 2014)

Przebiwszy się w polskim mainstreamie Dawid Podsiadło nie zapomniał o kumplach, z którymi kiedyś w garażu katował covery The Strokes, Interpolu czy Arctic Monkeys i zaprosił ich, by ogrzali się w świetle jego sławy. Owocem tego jest krótki krążek, pełen dobrych piosenek i nieokiełznanej, garażowej energii.


1965 – High Time (27 lutego 2015)

Bo trzeba kochać siebie i być dumnym ze swoich osiągnięć! A poza tym, choć wiele się od tamtego czasu nauczyłem i chyba rozwinąłem, to wciąż jestem dumny z tego albumu. I często do niego wracam.


Ghost – Meliora (21 sierpnia 2015)

Ghost to zespół, który wiele osób odrzuca jako operetkowy, ale to właśnie ta operetkowość sprawia, że ich muzyka jest bardziej mroczna, niż większość blackmetalowych ścian dźwięku. A na “Meliorze” mamy wyjątkowe nagromadzenie dobrych piosenek i solidną produkcję.


Lana Del Rey – Honeymoon (18 września 2015)

Gdyby ktoś mnie poprosił o zdefiniowanie stylu Lany Del Rey, poleciłbym ten album. To na nim właśnie artystka zrzuciła kokon tych wszystkich cech swojej muzyki, które jeszcze pozwalały powiedzieć, że brzmi trochę jak inne gwiazdy popu czy indie popu. Na “Honeymoon” mamy już Lanę w czystej, retro-nostalgicznej postaci.


Kurt Vile – b’lieve I’m goin down… (25 września 2015)

Zdecydowanie przełom w karierze i wciąż najlepsza płyta najbardziej wyluzowanego singer-songwritera XXI w. Każda piosenka to na tym niekrótkim albumie to zapadający w pamięc piosenkowy majstersztyk. Zarówno od strony tekstowo-wokalnej, jak i gitarowej czy producenckiej, “b’lieve i’m going down” to 12 strzałów w 10.


The Dead Weather – Dodge and Burn (25 września 2015)

Dwa pierwsze albumy stworzonej przez Jacka White’a supergrupy pokazały inną, bardziej rockową stronę wokalistki Alison Mosshart, ale na trzecim krążku okazało się, że potrafi być nawet jeszcze bardziej drapieżna. A przy okazji kwartet zdołał – zapewne niecelowo – zrobić płytę pełną przebojowych numerów.

 
Adele – 25 (20 listopada 2015)

Długo wyczekiwany następca płyty “21”, która przegrzała rynek muzyczny, przepaliła listy przebojów i zawiesiła serwery YouTube’a i Spotify, okazał się być godny swego poprzednika. A może nawet i lepszy, moim zdaniem cieplejszy, bardziej organiczny i ciekawszy.


Baroness – Purple (18 grudnia 2015)

Szczytowe osiągnięcie tego dojrzalszego i bardziej melodyjnego etapu kariery sludge metalowej ekipy pod przewodnictwem Johna Baizley’a. Baroness stworzył tutaj piosenki, które zniewalają nie tylko zapadającymi w pamięć refrenami, ale i gęstą, mroczną atmosferą.

Advertisement

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s