I muszę się przyłączyć do chóralnego zachwytu. Kawał dobrze napisanego, dobrze zagranego i dobrze nakręconego serialu.

Wysoka jakość „Białego Lotosu” jest szczególnie imponująca, jeśli się weźmie pod uwagę, że autorem scenariusza i reżyserem wszystkich odcinków (obydwu sezonów) jest jedna osoba. Jest nią Mike White, którego być może kojarzycie z roli nieco wycofanego współlokatora Jacka Blacka w „Szkole Rocka”. Do którego scenariusz również napisał sam White.

Pisanie i reżyserowanie całego serialu przez jedną osobę to rzadkość. Wyobraźcie sobie, że jeden 50-minutowy odcinek serialu to taki mały film. I musisz w krótkim czasie napisać scenariusz do 6 takich małych filmów. A potem wyreżyserować te odcinki. To setki roboczogodzin spędzonych na planie.

Zwłaszcza, że „Biały Lotos” był w dużej mierze kręcony w plenerze, skazany na kaprysy pogody i często godziny czekania, aż słońce wyjdzie za chmur. Tak, nawet na Sycylii czy Hawajach, pogoda może spieprzyć cały dzień zdjęciowy.

Jedynym porównywalnym z Whitem tytanem pracy, jakiego kojarzę, jest Rod Serling, twórca „Strefy Mroku”. Kultowy serial z lat 60. miał znacznie więcej odcinków, niż „Biały Lotos”, ale choć Serling był scenarzystą większości z nich, nie zasiadał raczej w reżyserskim krześle.

Jak znacie jakiegoś równie płodnego i pracowitego scenarzystę/reżysera, to dajcie znać w komentarzach. Bo bardzo możliwe, że kogoś przeoczyłem, a chętnie uzupełnię braki w wiedzy.