[No, to obejrzałem w końcu]: “Wiedźmin” sezon drugi

Henry Cavill to utalentowany aktor. Ale aktorów, którzy są w stanie się wcielić w każdą rolę jest niewielu. I mam wrażenie, że Geralt z Rivii to nie jest postać dla Cavilla. On jest po prostu zbyt sympatyczny. I ten wnoszący staruszkom po schodach zakupy uroczy młodzieniec, co chwilę przebija spod złodupczej zbroi i białowłosej peruki. Cavill na pewno wkłada w tę rolę 150 procent swoich możliwości, ale mimo to ja go nie kupuję jako gburowatego antybohatera. Michałowi Żebrowskiemu ta środkowoeuropejska oschłość i słowiański chłód przychodziły zdecydowanie naturalniej. Wystarczy przełączyć Netfliksa na polski dubbing, gdzie pod Geralta podkłada głos właśnie Żebrowski i od razu brzmi to jakoś spójniej. Niestety tak poza tym, to z dubbingiem się tego oglądać nie da.

Poza tym, to przyznaję się bez bicia, że nie do końca ogarniam, co się w tym serialu dzieje. Pal sześć, że scenarzyści totalnie polegli jeśli chodzi o przedstawienie sieci intryg oplatających Kontynent odbiorcy, który nie zna literackiego pierwowzoru. Gorzej, że nawet w przypadku głównych bohaterów, których znamy już z pierwszego sezonu, wciąż nie do końca jest jasne jakimi motywami się kierują i dlaczego właściwie mielibyśmy im kibicować (lub ewentualnie ich nienawidzić). Scenarzyści zapewne opowiadają w wywiadach, że mamy do czynienia z wielowymiarowymi postaciami. Tylko, że to się też da pokazać w sposób jasny i zrozumiały. No, nic, może problem jest jednak we mnie. Na pewno w kolejnym sezonie to już wszystko się wyjaśni.