[No, to obejrzałem w końcu]: Doktor Strange w multiwersum obłędu

Ostatnimi czasy moje odczucia wobec filmów Marvela można przedstawić za pomocą sinusoidy, bowiem jeśli jeden film mi się podoba bardzo, to kolejny niekoniecznie. I choć na tej sinusoidzie nowe przygody komiksowego czarnoksiężnika znajdują się raczej wśród tych mniej udanych produkcji, to jednak trzeba temu obrazowi przyznać, że przynajmniej jest jakiś.


Oglądając “Doktora Strange’a w multiwersum obłędu”, patrząc na jego język wizualny, charakterystyczną pracę kamery, widz wie, że ten film stworzył człowiek. Mający osobowość, swój własny styl, wizję i pomysły. Oby producenci Marvela częściej dawali reżyserom tyle swobody twórczej, ile dali jej Samowi Raimiemu. Bo niestety kolejne odcinki kinowego serialu o superbohaterach coraz częściej wyglądają generycznie.

A teraz część SPOILEROWA:

Serdecznie apeluję do filmowców o zaprzestanie znęcania się nad sir Patrickiem Stewartem. Wstydzilibyście się tak maltretować osobę w podeszłym wieku. Ja rozumiem, że każdy chce zabić Profesora X, ale to już jest trzeci raz! Może dla odmiany zabijcie tym razem Jamesa McAvoy’a? 🤨